[2 marca 2019, Dzień Staroci]
Mój pięcioletni syn ma pewien zwyczaj, którego nie jesteśmy w stanie wyplenić ani prośbą, ani groźbą, ani przykładem. Mianowicie, kiedy dzwoni domofon- najpierw przyciska przycisk „otwórz”, a następnie pyta: Kto tam? Próbujemy mu wytłumaczyć, że nie może wpuszczać wszystkich do domu, że kwestie bezpieczeństwa, że ktoś może tylko coś chce zapytać, a nie wchodzić itp., itd. Natomiast on i tak to robi wciąż. Najpierw zaprasza otwierając drzwi, a potem pyta po co i kto.
Dzisiaj stwierdziłam, że ta jego postawa ufności mi imponuje. On po prostu wierzy, że ludzie są dobrzy, a każdy gość jest miły, że nikt go nie skrzywdzi i nic złego się nie stanie, że każdemu trzeba otworzyć drzwi, że jeśli ktoś dzwoni na domofon to na pewno chce wejść do nas, a nie tylko pogadać do słuchawki.
W tym miejscu oczywiście otwiera mi się zapadnia pamięci z Ewangelią św. Mateusza, gdzie Jezus poucza, że „…jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, na pewno nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (por. Mt 18, 2-3). I sądzę, że miał tu na myśli między innymi bezgraniczne zaufanie. W ludzkim języku nazywamy to naiwnością. Moją uwagę przykuwa, jednak fakt (dobra, sama na to nie wpadłam zresztą jak na wszystkie mądre rzeczy, tylko Duch mi podpowiedział), że naiwność, czy nadmierna ufność staje się negatywną dopiero, gdy ta druga strona, której ufamy nas wykorzystuje. Z naszej strony jest jedynie ufność w dobro drugiej osoby. Zatem Jezus mając na myśli Ojca i stanięcie w wierze przed nim jako dziecko, zdaje się mówić: Tak, wobec Mnie, Ojca i Ducha możecie być naiwni jak dzieci. Ufać bezgranicznie, bo w nas jest tylko i wyłącznie dobro. Kto się odważy na taką postawę wygra życie wieczne.
Jako racjonalny, dorosły człowiek trudno mi jednak przyjąć z dnia na dzień postawę „bożego naiwniaka”. Jak tego dokonać? Może spróbować od przyjęcia słów modlitwy pańskiej: Ojcze nasz. Skoro jestem w stanie zwrócić się tak do Boga, bo posiadam, jak pisze św. Paweł „…Ducha usynowienia, w którym wołamy: Abba, Ojcze!” (por. Rz 8, 15-16), to może by tak zacząć zwracać się do Niego zawsze? Tak jak moje dzieci wołają do mnie: mama, mamo, mamusiu, mamko-gaganko, mamoołs i jak tam sobie wymyślą, ale wiadomo do kogo się zwracają. Wtedy zawsze jest reakcja z mojej strony, choć czasami z opóźnieniem, mimo pretensji, ponaglania, a czasem krzyczenia na mnie. Jednak faktem niepodważalnym w tej sytuacji, jest to, że mówią do mnie jak do rodzica. Inaczej nie potrafią póki co. Gdyby tak zacząć od tego pierwszego kroku i potraktować Go jako rodzica, do tego nieskończenie dobrego, może wtedy przyjęcie takiej postawy ufnego dziecka byłoby możliwe?
Dlatego szczególnie dzisiaj, pisząc to modlę się za nas wszystkich, czytających ten odcinek i za siebie, abyśmy odnajdywali w sobie tę ufność dziecka i potrafili za każdym razem, niezależnie od sytuacji zwracać się wręcz uporczywie mówiąc, krzycząc, tupiąc nogami, płacząc albo z uśmiechem i pokojem: Ojcze, Tato, Tatusiu, Tatko. I nie odkładajmy nigdy tego zwrotu na półkę ze starociami. Tak jak nigdy nie chcielibyśmy, żeby nasze dzieci teraźniejsze lub przyszłe przestały zwracać się do nas, jak do rodziców lub przestały nas zapraszać do swojego domu.