[4 marca 2018, Dzień Walki z Prokrastynacją]
Panie pokazuj mi te miejsca w moim sercu, gdzie coś mnie oddziela od Ciebie. Burz mury, usuwaj bariery dając mi nowe wyzwania. Ja wiem, że wiele razy ich nie podejmę, stchórzę, wymięknę, zignoruję, bo nie będą mi na rękę. Do pewnych rzeczy dorastam szybciej, ale czasem ten kolejny krok i etap powoduje, że w moim odczuciu sprawiam zawód Tobie i sobie. Wiem, że nie podołałam i nie podołam jeszcze wielu próbom. Na szczęście Ty się nie poddajesz i wciąż wierzysz, że mi się uda.
Taka modlitwa wypłynęła ze mnie dzisiejszego dnia. Choć niedawno uświadomiłam sobie, że w relacji z Nim funkcjonuję ostatnio w trybie Triduum Paschalnego, czyli piątek- krzyż, sobota- cmentarz, a niedziela- euforia, to dzisiejszej niedzieli coś mi nie dawało spokoju. Zablokowałam się kilka dni temu. Poczułam między mną a Nim jakby barierę, przeszkodę. Ta myśl poprowadziła mnie do słów św. Pawła: „Dlatego- by mnie uchronić przed pychą- wbito mi w ciało kolec” (por. 2 Kor 12, 7). Po kilku dniach zebrałam się, padłam na kolana i właśnie taką, jak opisaną na wstępie modlitwę uskuteczniłam.
Co On na to? Jak zawsze konkretnie i na temat. Sprawne przywołanie sytuacji w pamięci sprzed właśnie kilku dni pod tytułem: Jego prośba- moja odmowa- Jego dowód, że On to On- moja odmowa i pójście spać. Da się nie zaliczyć próby, a nawet odmówić spróbowania? No da się. W trybie szybkim pokazał mi, jaka jest moja granica na ten moment wyjścia do innych ludzi. Następnie zły dorobił w moim umyśle do tego grubą historię pt. jak tak może być, On chce czegoś, czego ja nie dam rady zrobić, a jak następnym razem mi podda myśl, że mam skoczyć z okna, w końcu Abrahamowi powiedział, żeby zabił Izaaka itd. Pięknie, myślę sobie, poległam. Jak to ma tak wyglądać, to lepiej Go unikać. Nie dopuszczać Jego głosu do serca. Przecież w końcu mam w tym długoletnią wprawę, więc co to dla mnie.
Tylko, że tym razem okazało się to niemożliwe. Bo ja za Nim tęsknię i Go kocham, więc nie mogę Go tak po prostu znowu olać. Zatem poprosiłam: pokaż mi, ucz mnie, co z tej sytuacji mam wynieść, jak ją przekuć w coś dobrego. Czym jest ten kolec tak podpierany strachem i niepewnością (czyli domeną złego). I stało się coś oczywistego, ale odkrywczego jednocześnie. On nazwał mój grzech. Nie, że tak „ciu-ciu-ru-ciu” jakoś to będzie, w końcu tyle już zrobiliśmy, jesteśmy razem w komunii. Nic z tych rzeczy, choć wszystkie są prawdziwe. On jednowyrazowo nazwał mój grzech, który towarzyszy mi przez całe moje świadome życie, a którego nie widziałam, a teraz zobaczyłam, jak mnie blokuje na wezwania i wyzwania pochodzące od Niego. Trudne odkrycie. Nie pierwsze i nie ostatnie. Na szczęście, zaraz po weekendzie (czyli kolejny przypadek zbiegnięcia się w czasie potrzebnych dla mnie rzeczy) byłam umówiona na spowiedź i spotkanie z moim kierownikiem duchowym.
Podczas konsultacji okazało się, że ja nie muszę od razu wszystkiego rozumieć i poradzić sobie z wezwaniami i wyzwaniami. Dowiedziałam się, że Bóg zaprasza mnie do wielu pokoi, a ja z każdego mogę coś wynieść wartościowego, ale wszystko odbywa się z poszanowaniem mojej woli, a także dla mojego i innych dobra. Mało tego, zostałam uświadomiona, że ja już skoczyłam z tego okna, którego tak się bałam, czy jak kto woli urwiska, tylko że po drodze złapałam gałąź i kurczowo się jej trzymam, choć wiszę praktycznie nad miejscem lądowania. Ja chcę ją puścić, tylko jeszcze nie odkryłam jak to zrobić, tak do końca. Mam jednak poczucie, że po tej spowiedzi i wcześniejszej sytuacji ze zdiagnozowaniem kolca (cierniem wg Biblii Tysiąclecia), jeden paluszek się oderwał, no może dwa. Tak czy siak zostało jeszcze kilka zanim puszczę gałąź do końca.
Kiedy ją puszczę zatem? Jak zdecyduję. Jak On mi to zaproponuje ponownie, a ja powiem: Tak! Teraz! Nie wiem, kiedy to dokładnie się stanie, ale to, czego jestem pewna, to tego, że nie chcę prokrastynować, ani siedząc, ani leżąc, ani nawet wisząc. Bo chowanie się przed Nim powoduje u mnie cierpienie. Jedyne miejsce, gdzie chcę się schować to w Nim, bo On „Okryje cię swymi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła…” (por. Ps 91, 4). Te skrzydła w kontekście próby, którą zapowiada ten Psalm i w kontekście mojego lotu, pokrzepiają mnie i są zapowiedzią zbawienia.
Modlitwa przepiękna…:) dziekuje za ten wpis. Bardzo mi pomógł. Teraz i ja poszukam tego kolca, ktory sprawia trudności w relacji z Panem. Czuje, ze uwiera…ale nie wiem co to. Dzięki wielkie!