Słowo#13 Umarł Król, niech żyje Król.

[17 marca 2018, cytat dnia: „Głupota jest zawsze wystarczająca, mądrość nigdy” S. Mrożek]

„Piłat zauważył: A zatem jesteś królem? Jezus na to: Masz słuszność, jestem królem. Ja po to się urodziłem i po to przyszedłem na świat, aby złożyć świadectwo prawdzie. Każdy komu bliska jest prawda, słucha mojego głosu” (por. J 18, 37). Prościej się nie da, nawet Piłat zauważył. Czemu ja, czemu my wciąż nie zauważamy?

Mimo, że moje uznanie Jezusa za swojego Króla, Zbawiciela i Pana się dokonało, to mam poczucie, że jeśli chodzi o wiarę jestem na poziomie pantofelka, ewentualnie ameby. Aspiruję jednak, żeby do osiemdziesiątki przeskoczyć do stadium wierzącego kręgowca. Jak to się (z)robi?

Przede wszystkim On to robi. Ja jedynie:
1) porzuciłam i porzucam grzechy mi towarzyszące,
2) jestem ciągle z Nim w komunii,
3) modlę się i czytam Jego Słowo,
4) staram się Mu służyć z miłością.

Tylko tyle. Tylko, bo to mi otwiera drogę do niesamowitej rzeczywistości. Buduję swoim sposobem życia relację z Nim. Tylko tyle, bo to nic innego jak budowanie udanego i trwałego związku. Przecież chcąc taki stworzyć, to nie możemy kogoś:
ad. 1) oszukiwać i rozglądać się za kimś/ czymś innym,
ad. 2) zaniedbywać i olewać,
ad. 3) nie rozmawiać z nim i nie słuchać go,
ad. 4) obwiniać, gniewać się na drugą osobę, zrzucać odpowiedzialność, nie kochać jej.

Okazuje się, że to wszystko będzie działać, jeśli jest nasza wola, aby się starać i zechcieć wejść w relację z Nim. W tym miejscu nie ma mowy o odrzuceniu, bo gdy zechcemy, wtedy okazuje się, że druga strona też tam Jest i pragnie budować związek razem ze mną.

Ja postanawiam, że będę Jemu wierna. Jasne jest, że przysięgi i zobowiązania można złamać. One przecież są tylko słowami, a człowiek jest słaby. Tylko, że On to wszystko wie. Zna też moje serce i wie, co do Niego czuję. A czuję wiele. Przede wszystkim tęsknotę. Taką tęsknotę, że często modlę się, żeby On już przyszedł, żeby zakończył nasze panowanie na ziemi. Oczywiście On w swoim Słowie powtarza mi, że jest blisko, że: „Moje owce słuchają mojego głosu, Ja je znam, a one idą za Mną” (por. J 10, 27-30). Ja jednak wciąż chcę więcej, więcej Jego. Tęsknię dlatego, że Go kocham. Kocham, ale nie miłością beznadziejną, bez happy endu i umierającą. Kocham miłością pełną nadziei i obietnicy. Bo On obiecuje, że będzie mnie zawsze kochał, mówiąc: „… góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie” (por. Iz 54, 10). Obiecuje także, że nawet, jeśli wszyscy zapomnieliby o mnie, On o mnie nie zapomni (zob. Iz 49, 15).

Jeśli dosięgają mnie wątpliwości, jeśli wszystko czego doświadczam wydaje mi się nierealne, jak podważam własną wiarę ameby, to przywołuję to uczucie. Uczucie tęsknoty z miłości i wiem, że nie można tęsknić za czymś, czego nie było, czego nie ma lub co nie nastąpi. Tęskni się do czegoś z przeszłości, do czegoś co jest teraz nie do końca dostępne i do czegoś co będzie. Jeśli tęsknimy za czymś, co nie istnieje, nie istniało lub nie ma raczej możliwości zaistnieć to pora skorzystać z wizyty u specjalisty.

Natomiast tych, co chcą wrzucić Boga do którejś z tej kategorii wystawiając wierzącym żółte papiery muszę zmartwić albo pocieszyć. Mimo głębokich przeżyć duchowych funkcjonuję na co dzień normalnie: mam cudownego męża, z którym wychowuję wspaniałych synów, prowadzę własną firmę, mam przyjaciół i znajomych, zarówno wierzących, jak i nie wierzących. Nie zmyślam i nie wymyślam, ani nie naciągam rzeczywistości. A rzeczy, których doświadczam wydarzają się naprawdę i wiem, że są dostępne dla każdego chrześcijanina, który otworzy się na Jego łaskę. I choć moje świadectwo można łatwo zignorować, to umierając nikt nie będzie w stanie zignorować jedynego pytania, jakie wierzę, że usłyszy od Jezusa: Czy w końcu pójdziesz za mną i zbudujesz ze mną relację? Czy wtedy powiemy ponownie: nie, bo Ty nie istniejesz. Czy powiemy: tak i zaczniemy tysiącletnią naukę. Czy może w ogóle nie będziemy musieli nic odpowiadać, bo On weźmie nas w ramiona i powie: kochane dziecko, w końcu mogę cię objąć. Chodź do mnie, umyję twoje zmęczone nogi.

Wybór, czy uznamy Go za żyjącego Króla należy do nas, bo On nas już dawno wybrał do tworzenia relacji z Nim. On radzi sobie z naszymi mankamentami, z naszą sytuacją życiową lepiej niż my. Poradzi sobie też z naszym wyborem. I jedyne czego mogę życzyć wszystkim, a przede wszystkim sobie, to żeby wystarczyło nam mądrości do podejmowania, często na nowo tej właściwej decyzji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *