Słowo#37 Postęp.

[10 marca 2019, Dzień Całowania w Czoło]

Dzisiaj jest ta niedziela Wielkiego Postu, kiedy w czytaniach pojawia się kuszenie Jezusa przez szatana (zob. Łk 4, 1-13). Na ten temat zostało powiedziane i napisane wiele oraz więcej, ale moja pokusa, żeby odnieść się do tego fragmentu z perspektywy własnej jest tak wielka, że po prostu to zrobię, licząc, że pochodzi jednak z góry, a nie z nizin lub otchłani.

Uważam, że te trzy etapy pokusy, świetnie obrazują również to, co w tym świecie czyha na nas. Po pierwsze pożywienie, które symbolizuje dobra materialne. Dosłownie najadaj się, ale też napychaj: swoje kieszenie pieniędzmi, swoje garaże samochodami, swoje szafy ubraniami, swoje półki gadżetami. To wszystko powoduje, że za cel swojego życia uznajemy opływanie w dobra materialne. Albo po prostu w nie opływamy, ale nie nazywamy ich celem. Co jest w tym złego? Albo raczej odwracając pytanie: jakie korzyści ma z tego podejścia zły? Przede wszystkim podstawową: odwrócenie naszej uwagi od Boga, a skupienie jej na tu i teraz, na posiadaniu, na chęci zdobywania, na przyjemnościach. Po drugie, odwrócenie uwagi od działania złego w świecie. Od tego, że inni żyją w biedzie, że nie mają co zjeść, że harują ponad ludzkie siły, są wyzyskiwani, żebyśmy my mogli kupić te wszystkie „dobra”. Po trzecie zły wikła nas pośrednio w grzech, bo to my stajemy się wyzyskiwaczami, bezrefleksyjnymi konsumentami. Nie jest to zbyt wyszukane działanie, ale w bardzo skuteczny sposób prowadzi do odwrócenia uwagi od Boga, od skutków zła i od potrzeb drugiego człowieka jednocześnie.
I nie oszukując się, już na tym etapie często polegamy, a przynajmniej ja mam w tym duże doświadczenie. Świat doczesny ma tyle do zaoferowania, że trzeba codziennie zwalczać pokusy łatwego i pustego życia, skoncentrowanego na sobie i swoich potrzebach. Jezus oczywiście tę próbę przechodzi wzorowo odpowiadając: „Człowiekowi do życia jest potrzebny nie tylko chleb” (por. Łk 4, 4).

Zatem kusiciel atakuje dalej. Jeśli nie chcesz zanurzyć się w materializm to może władza? Pokusa wydaje się oczywista, ale to co za sobą ciągnie to przede wszystkim warunek „…Tobie dam całą władzę tych królestw oraz ich chwałę, bo mnie została przekazana i daję ją komu zechcę. Jeśli więc Ty się przede mną pokłonisz- wszystko będzie Twoje” (por. Łk 4, 6-7). I tu włącza mi się czerwona lampka. Diabeł mówi, że świat władzy, jej struktur i królestw należy do niego. Czyli on otrzymał ograniczoną, bo ograniczoną, ale nadal władzę nad światem. Mimo że z natury szatan jest kłamcą, nie sądzę, żeby akurat Jezusa okłamywał w tej mierze. Paradoksalnie oferuje mu to co należy do jego Ojca, ale w zniekształconej przez niego formie. Płynie dla mnie z tego fragmentu nauka i potwierdzenie tego, że szatan ma władzę w tym świecie oraz, że to ja decyduję komu się pokłonię i kogo uznam za pana.

Kolejny trzeci etap pokusy to zagrożenie dla osób, które próbują lub wzbiły się na wyżyny duchowości, z którymi szatan nie wskórał niczego kusząc je materializmem i władzą, a mianowicie próba zamieszania w obrazie Boga. Zły zabiera Jezusa na szczyt świątyni, co dla mnie oznacza, że on nie tylko przenika do Kościoła, ale jest także wokół niego, nad nim, czyli działa i mąci w sferze duchowej. Diabeł posiłkując się wyrwanymi z kontekstu Słowami Pisma (tak zwana perfidia) próbuje podważyć autorytet Boga, a wiarę zamienić na proste dowody: Jeśli Bóg jest i jest taki jak myślisz, czyli dobry i wszechmogący to zadziała, uratuje cię, a jeśli ma cię gdzieś (a może nie ma Go), to nie zadziała. Czyli jeśli zwalczysz materialne pokusy, ciągoty tego świata i kurczowo trzymasz się wiary w Niego, to zły i tak sprytnie zaatakuje. Nie dość, że podszyje się pod siły dobra, podeprze mądrym cytatem, a może wypowiedzią jakiegoś autorytetu, to jeszcze zaproponuje ci rozwiązanie dylematu w kategorii 0-1. Miodzio po prostu. To takie proste przecież: Jeśli Bóg istnieje albo jeśli mnie kocha, to nie dopuści, żeby coś mi się stało. Ile razy zdarzyło nam się tak myśleć? Mnie bardzo często.

I chociaż przyznam, że przez większość życia polegałam na etapie pierwszym, drugi także na mnie czyha z racji choćby wykonywanej pracy, to także ta sytuacja z etapu trzeciego jest mi znana. W rozpaczy krzyczałam do Boga, żeby coś zrobił i błagałam Go o interwencję. A odpowiadała mi cisza. Pustynia. Pokusa, żeby Go odrzucić rosła wraz z powiększającymi się połaciami suchego piasku. To nie pierwsza pustynia w moim życiu (zob. Słowo#5) i zapewne nie ostatnia, ale jak do tej pory najbardziej przejmująca, bo trudniej o mniej sprzyjające warunki, niż śmierć własnych dzieci (zob. Słowo#31 do #34). Jednak zdecydowałam, że będę mu wierna do końca świata i dłużej, choćbym straciła wszystko co mam, więc w końcu się odezwał i to z pełną mocą (o tym może będę mogła napisać kiedyś, jak przyjdzie odpowiedni czas).

Pokusy były, są i będą. Jezus to najlepszy nauczyciel i pokazuje własnym przykładem, jak sobie z nimi radzić. Niestety, mimo Bożej obecności w naszym życiu, to my musimy podjąć decyzję o walczeniu z nimi, aby czynić postępy. A nagrodą zdecydowanie może być pocałunek w czoło, najlepiej od Ojca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *