[ 23 czerwca 2021, Dzień Ojca]
Miałam taki okres w życiu, że lęk mnie budził i tulił do snu. Był ze mną w ciągu całego dnia, a w zasadzie dni, tygodni, miesięcy. Niczym nieuzasadniony lęk, który rozbija moje wnętrze na kawałeczki. Choć z zewnątrz nikt nic nie mógł zauważyć, to w środku byłam jak popękana waza. Stan, który ciężko opisać albo zmierzyć.
We fragmencie Księgi Rodzaju dedykowanym na dzień dzisiejszy (zob. Rdz 15, 1-12. 17-18), oprócz pięknych obietnic i przymierza, które Bóg zawiera z Abramem dotyka mnie zdanie o ciemności i strachu. Abram czeka na przyjście Boga, pełen lęku, w poczuciu opuszczenia, w ciemności nocy, ale myślę, że też, a może przede wszystkim w ciemności serca. Choć kilka chwil wcześniej uwierzył w Bożą obietnicę i jest człowiekiem wiary, to nie omija go próba. Ta próba jest pełna mroku, pustki i niepokoju.
Lęk ma to do siebie, że sam w sobie napawa strachem. To nie żart. Lęk lubi się sam nakręcać, aż boisz się, że za chwilę znowu tobą owładnie. Postępuje podstępnie, jak zły cień, który drepcze za tobą krok w krok, po to, żeby wymierzać ci raz po raz ciosy. Oprócz tego, że ciosy doskonale odczuwane są w ciele, najdotkliwiej odczuwa je się w psychice.
Niestety ból i cierpienie emocjonalne czy psychiczne jest jak dla mnie sto razy gorsze od fizycznego. Fizyczne ma lokalizację, przyczynę, jest często konkretne, a psychiczne niczym niewidzialna ręka torturuje cię nieustannie z małymi przerwami w miejscu, którego nie da się zlokalizować. Jest w całej mnie.
Czy Abram czuł się tak jak ja? Pełen lęku, oczekiwania na interwencję, wciąż wierzący, ale wątpiący? Czy może czekał na wielkie wydarzenie, na efekt „wow”? Czy myślał jedynie o obietnicy potomka? Co tak bardzo napawało przerażeniem jego serce? To, że obietnica się spełni, czy że się nie spełni? A może to, że Bóg go jednak opuścił?
Choć nie wiem co siedziało w jego głowie, mogę przyjrzeć się swojej. I staram się pozwolić sobie na to. Pozwolić na emocje, ale też pozwolić sobie na przeżywanie własnego życia bez „cennych” porad jak powinnam się czuć w danej sytuacji, bo nikt nie jest mną. Nikt też nie jest tobą, ani Abramem.
Pewne próby przechodzimy samodzielnie, żeby nie powiedzieć samotnie. Inni mogą nam towarzyszyć i to się nazywa wsparciem, ale mogą też mocno namieszać, myśląc, że pomagają. Nie wiem, czy każdy ma swoją ciemność, czy każdy musi swoją przeżyć. Obstawiam, że tak. Jeśli w twojej czai się lęk, to wiedz, że nie tylko w twojej. W mojej i w Abrama też.
To co daje nadzieję, że tortury nie potrwają wiecznie, to wiara w to, że Ojciec mnie kocha. Wiara w to, że wszystko jest po coś, że wszystko ma sens i często pokrętnymi drogami, ale prowadzi nas do Taty. Codziennie, nie tylko w Dniu Ojca.
—————-
„A gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Abram zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność”. Rdz 15, 12