[18 lutego 2018, Dzień Baterii]
Zapytałam czy mogę mieć wątpliwości. On odpowiedział, że mogę. Pytam, jak głęboko sięgające. Odpowiada, że na dno, bo On i tak tam ze mną jest, bo utkał mnie w głębi ziemi, przenika mnie i zna mnie, wie kiedy siadam i wstaję. On utworzył moje nerki i nie tajna mu moja istota (zob. Ps 139).
Ja dziękuję Ci Panie, że stworzyłeś mnie tak cudownie, choć często w to przestaję wierzyć i zapieram się, że to nie ja, a przecież zaprzeć się mam samej siebie albo jak mówi Ewangelia w tłumaczeniu Nowego Przymierza: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie…” (por. Mt 16, 24). Wyrzekamy się grzechu i szatana podczas sakramentów (odnawiając te wyrzeczenia np. przy okazji każdego chrztu, w którym uczestniczymy). Dlaczego mamy się wyrzekać siebie, aby móc iść za Jezusem? Zaprzeć, wyprzeć, wyrzec się albo łagodniej zrezygnować, ale także, jak podaje słownik synonimów: wypuścić z rąk. Czy wypuszczenie z rąk samego siebie to przypadkiem nie oddanie steru nad swoim życiem czemuś, Komuś innemu? Powiedzenie do ducha kontroli, perfekcjonizmu, zamartwiania się, irracjonalnego lęku: państwu już podziękuję! Już was nie słucham, milczcie i wyjdźcie bo mam uszy stworzone do słuchania Słowa, usta do jego głoszenia i ręce do realizowania tego Słowa w swoim życiu. Wyrzec się siebie to zrezygnować z mojego ego, po to aby poznać właśnie swoją istotę, którą przenika jedynie On.
Myślę sobie, że to pociągające, ale i straszne podróżować w głąb swojego wnętrza. Przecież tam siedzi całe badziewie, błoto ładnie przysypane piaseczkiem i wygładzone łopatką. Ja je przysypywałam od zawsze. On zaczął moje nawracanie od tego, że mi pokazał te mokradła i bagna, a potem wziął kij, wbił w tą masę i zamieszał, aż wyleciały bąble na powierzchnię. Chciałam uciec bojąc się, że osunę się w te ruchome piaski i utonę. Jednak tak się nie stało. Dzięki Niemu nie uciekłam, ale wzięłam tyle błota do rąk ile zdołałam i oddałam Jemu w spowiedzi generalnej. Co się wydarzyło? Okazało się, że wyciągnął węża ogrodowego i pod ogromnym ciśnieniem spłukał mnie całą. Woda naleciała nawet do nosa, uszu i gardła. Potem osuszył mnie i uporządkował cały teren dookoła. Błoto zniknęło, pojawiły się grządki, a na nich pierwsze, jeszcze wczesne kwiaty. Z ziemi zaczynają nieśmiało przebijać zawiązki krzewów i drzew. Podlewam i pielęgnuję je, ale zdaję sobie sprawę, że ogród dostałam w prezencie tak po prostu. Dzięki sakramentowi pojednania doświadczyłam Jego miłosierdzia oraz zyskałam wspaniałego kierownika i ojca duchowego, który uświadomił mi, że „spowiedź jest właśnie po to, aby zadziało się miłosierdzie”. Może jestem wyjątkiem, ale w życiu mi to do głowy nie przyszło i nie pamiętam, żebym doświadczyła miłosierdzia w spowiedzi. Kojarzyła mi się ze wstydem, upokorzeniem, wyrzeczeniem, przez który raz do roku wypada przejść jadąc na święta do babci. Myślę jednak, że to ja byłam głucha i ślepa, więc nie dostrzegałam miłosierdzia, bo przecież ono było i jest. Przecież doświadczam go codziennie spędzając czas z ludźmi, ze Słowem i z Nim.
Codziennie też na nowo wyrzekam się tego, co powoduje tę moją głuchotę, ślepotę i bezczynność. Wyrzekam się swoich własnych bożków i prywatnych ideałów. Wyrzekam się własnych potrzeb i zachcianek. Wyrzekam się zbudowanego obrazu siebie. Wyrzekam się tego, co przeczy mojemu prawdziwemu imieniu. Wyrzekam się życia bez Ciebie. Wypuszczam z rąk i oddaję to wszystko Tobie, bo Ty wiesz, czego tak naprawdę potrzebuję, jaka jestem i do czego mnie powołujesz. Ty jedyny wierzysz we mnie zawsze, nawet jeśli ja nie wierzę w siebie i w Ciebie. Byłeś, jesteś i będziesz we wszystkich momentach mojego życia mimo, że tego nie zauważałam, nie widzę lub nie zobaczę.
Dziękuję Ci, że kładziesz na mnie rękę, ale też proszę: zsyłaj Swojego Ducha i ładuj moje akumulatory, bo gdy ja postępuję w wierze, to wróg odstępuje, ale jedynie „…w oczekiwaniu na kolejną sposobność” (por. Łk 4, 13). W jakimkolwiek momencie jestem, potrzebuję słyszeć Twój głos, widzieć Twoje światło i czuć Twoją miłość. „Z głębokości wołam do Ciebie…”, bo „Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu.” (por. Ps 130).
Oprócz wołania, biorę jednak narzędzia: modlitwę, Pismo i konfesjonał. Ładuję je na taczki. Zawożę do mojego ogrodu i używam. Światła i wody nie powinno mi zabraknąć, bo Ty masz ich nieskończone zasoby.
Amen.