[17-25 września 2018, początek jesieni]
Słowo walka kojarzy mi się od razu z wylewaniem krwi i potu w celu osiągnięcia celu. Walczy się o coś wartościowego, wyjątkowego. Walka to nie szamotanina bez motywu i bez sensu. To zaangażowanie sił i energii w coś dla nas ważnego. Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam? Gdyż obecnie jestem w sytuacji, kiedy toczę walkę, mimo że od ponad miesiąca tylko leżę w łóżku, nie licząc kilku wizyt w toalecie w ciągu dnia.
Zastanowiłam się, czy to nie za dużo powiedziane o mojej sytuacji. Czy ja mogę określić, że walczę o życie małych dziewczynek w moim brzuchu, kiedy tak naprawdę polega to na leżeniu i przyjmowaniu leków? Nawet jeśli to jest radykalne leżenie, które pomału wykańcza fizycznie i nadwyręża psychikę, to nie jestem pewna, czy to co robię jest walką.
Od początku potraktowałam tę sytuację, jako naukę cierpliwości i pokory sprezentowaną od Boga. Zawsze miałam i mam z tymi dwiema rzeczami problem. Brak mi jednej i drugiej. Teraz mam wyśmienite warunki, żeby ćwiczyć te cnoty, choć nie ukrywam, że te ćwiczenia przerastają nieraz moją wytrzymałość i po prostu emocjonalnie wybucham.
Jednak czy to walka na śmierć i życie? W tym kontekście otwiera mi się jedna klapka w umyśle i sercu: Dawid i Goliat. Czy to była walka? Mały przyszedł, stanął, walnął celnie z procy i po zabawie (zob. 1 Sm 17, 48-51). Jednak nikt nie określa tego inaczej niż mianem walki. Może jestem dla siebie zbyt surowa i mam tendencję do deprecjonowania swoich osiągnięć? Może ten względny spokój, który mi towarzyszy to armia, którą wysyła mój Król, aby dawać mi ponadprzeciętną siłę i wytrwałość. I choć ten pokój wewnętrzny się chwieje, to do tej pory zawsze do niego powracałam. Wystarczy wezwać na pomoc posiłki. Czasami trzeba poczekać, ale Jezus pojawia się w moim sercu we właściwym i wybranym przez Niego momencie.
Bez takiego wsparcia byłoby mi trudno wytrzymać tę sytuację. Teraz jestem tego pewna i widzę różnicę, kiedy cierpienie przeżywa się z Nim, a kiedy Jego się nie dopuszcza. W pierwszym wypadku ja wiem Komu mogę w tej niekontrolowanej sytuacji, która nie wiadomo jak się potoczy zaufać. Kto ma jedyną moc sprawczą, bo jest Panem życia i śmierci.
Chcę być blisko Ciebie w sytuacji trudnej i w sytuacji radości. Chcę Ci ufać i powierzyć moją drogę. Ty jedyny wiesz dokąd ona prowadzi i czemu służą przeszkody, zakręty i góry. I choćbym chodziła ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska dodają mi otuchy (zob. Ps 23). Nawet na polu walki. Nawet, kiedy nie jestem pewna czy to walka. Nawet, kiedy się poddaję i nawet wtedy, kiedy zwyciężam.