[6 października 2021, Dzień Efektywności Energetycznej]
Czyżby nie omijała mnie jesienna chandra, a może raczej jakieś takie ogólne zmęczenie? Nazwałabym to przesileniem, ale jakoś nie widzę tych ogromnych sił destruktywnie działających na mnie. Raczej zauważam drobne wyładowania, małe problemiki, niewielkie kwasiki i nieznaczne zmartwienia, których pewna kumulacja powoduje, że w moim umyśle kłębi się burzowa chmura. Naładowana do granic, tak jakby ukradła moją energię.
Nie lubię takich stanów. Niby nic się nie dzieje, a coś mnie trafia raz po raz. Do tego jestem wkurzona na siebie, że się przejmuje drobnostkami, które w ogóle nie powinny zaprzątać mojej głowy. Jakbym tak mogła zwolnić tego strażnika ładu i porządku, którego mam w sobie albo chociaż wysłać go na urlop i przełączyć się na luz.
Przecież już mam mniej zajęć, już poukładałam moje życie i przeorganizowałam tak, żeby się nie przeładowywać albo po prostu zauważyć to w odpowiednim momencie. I już potrafię zrezygnować z niektórych aktywności, zadbać o siebie, choć jest to wysiłek i nadal bywa, że się zapędzam w chęci wzięcia na siebie więcej niż powinnam. To o co chodzi?
Chyba o to, że mój umysł ma tendencję do pędu. Nawet kiedy zwalnia ciało i duch, on działa na wysokich obrotach. Jak nie ma skomplikowanych zadań, to ja je sobie znajduję albo z tych drobnych zadań robię te wielkie i poświęcam im zbyt wiele uwagi.
Nie czuję się z tym dobrze. Czasami nie czuję się dobrze sama ze sobą. Czy jednak mam na to jakiś wpływ? Czy mogę zmienić siebie w takim stopniu, żebym była z tej zmiany zadowolona? Myślę, że nie mogę. Po prostu taka jestem. Po prostu mam takie, a nie inne uwarunkowania. Tylko zamiast nad tym ubolewać, to mogę spróbować to zaakceptować i wykorzystać te moje „mankamenty” na swoją i innych korzyść. Upór- przekuwać w wytrwałość. Nadmierną analizę i syntezę- stosować do ważnych spraw, wartych uwagi. Chęć kontroli, poukładania i organizacji- wykorzystać w pracy i w domu, ale bez przywiązywania się do planów i koncepcji.
Mam wątpliwości, czy to ogarnę, czy ogarnę samą siebie. Pewne ukojenie przynosi fakt, że Ktoś inny mnie ogarnia i kocha. Nawet jak ja siebie niekoniecznie i nie zawsze kocham, a nawet nie lubię. Nawet jak jest trudno, smutno, lęk mnie nachodzi, a zmęczenie przeszywa. Nawet jak mam dość, to czuję że On jest wtedy szczególnie blisko. Musi być. Tę bliskość okazuje mi przez Maryję. I choć brak mi efektywności energetycznej, to nie szkodzi. Do Niej można przytulić całego/ całą siebie.
———————–
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”. Mt 11,28