Słowo#2 Postanowienie.

[15 lutego 2018, Światowy Dzień Wielorybów]

Już w Środę Popielcową naszła mnie myśl, że powinnam włączyć jakiś post. Nie wiedziałam po co i jak to ma działać, co to robi i w ogóle dlaczego. Na mszy jednak przyszła kolejna myśl, że mogłabym nie pić alkoholu (to przejdzie), ale co gorsze nie jeść słodyczy. I wtedy już wiedziałam, że to nie ma sensu…

Jednak w środku nocy, jak z resztą prawie każdej nocy obudził mnie mój młodszy dziki stwór. Jak już go spacyfikowałam i w spokoju delektowałam się ciepłem kołdry, niczym błyskawica w mój umysł uderzyła myśl: Nie będziesz jadła słodyczy przez okres Wielkiego Postu, a post ofiarujesz na rzecz walczących z otyłością. Ka-bum. Serio? Ja, na granicy niedowagi mam się poświęcać dla grubasów, którzy zamiast iść na terapię wpychają jedzenie w siebie i w swoje dzieci, produkując kolejnych schorowanych na ciele i umyśle? Nie za grubasów, tylko za osoby walczące z otyłością, a w szczególności dzieci– rozwija się myśl. Co mam powiedzieć? Jest pewien rodzaj słów płynących z naszego wnętrza, z którym się nie dyskutuje. Pewien rodzaj argumentów, które wiesz, że On ci podsuwa. Może to być bezpośrednio Słowo z Pisma, a może to być tzw. strzał w głowę, myśl- błyskawica, olśnienie, natchnienie, czy jak kto chce, które jest zgodne ze Słowem i wiesz, że prowadzić ma ku dobremu.

Niedawno na przykład stojąc przed lustrem poddałam w modlitwie wątpliwość: Boże, ja przecież gadam z własnym wnętrzem! Strzał przyszedł zanim na dobre skończyłam zdanie: Tak, gadasz z własnym wnętrzem, ale Ja tam Jestem. Miażdżący argument. Uświadamia mi, że przecież On nie potrzebuje płonącego krzewu, anioła albo gigantycznej ręki piszącej na ścianie, żeby mówić do nas. Potrzebowali tego Mojżesz, Tobiasz i Belszazar (Baltazar). Tak mocne znaki, a i tak budziły w nich nieufność, jak u Mojżesza (zob. Wj 3, 1-5), brak rozpoznania anioła, jak u Tobiasza (zob. Tb 5, 4-7) albo brak rozumienia słów zapisanych, jak u Belszazara (zob. Dn 5, 1-5). Czy my przypadkiem nie twierdzimy, że potrzebujemy namacalnych znaków i dowodów na Jego istnienie, tak żeby przyszedł, siadł przed nami na tronie, zaczął świecić jak jaspis lub krwawnik, a wokół tronu, żeby zajaśniała tęcza (zob. Ap 4, 2-3). I wszystko tak dosłownie! Tylko, że jak pokazuje doświadczenie przecież i te najbardziej mięsiste znaki potrafimy sprowadzić do parteru. Cud? Tak, tak być może, jeszcze medycyna i przyroda ma wiele tajemnic. Objawienia? No tak! Dostępne dla świętych kościoła (czytaj zakonnic, mnichów i innego społecznego marginesu) lub jako produkcja niesprawnego umysłu (czyli na pewno nie mojego!). Nic nie będzie wystarczająco przekonywujące dla nas. Nawet jak sam Syn Boga zejdzie na ziemię i uczyni te wszystkie cuda: uzdrowi chorych, wskrzesi umarłych, zostawi nam Słowo, to my Go ukrzyżujemy. On Zmartwychwstanie, to my go ukrzyżujemy i uśmiercimy na nowo. Przecież cały czas to robimy. Ja to uskuteczniam nieustannie, bo moja wiara nie jest nawet, jak ziarnko gorczycy (zob. Łk 17, 5-6).

I to co mogę zrobić w tym momencie to przeprosić Go i powtarzać, że Mu ufam, że słucham, że chcę słuchać i podążać. Nawet jeśli nie rozumiem sensu Jego wezwania w danej chwili. No bo co to da, że ja nie będę jadła słodyczy? Jak to ma się odbywać? Tylko, że odpowiedź zawsze przychodzi w swoim czasie, bo ja wiem, że On chce żebyśmy rozumieli i spełniali Jego wolę. Czasem trzeba na nią poczekać pięć minut, czasem pięć miesięcy. Moja przyszła dość szybko w postaci olśnienia: Za każdym razem jak odmawiasz sobie słodkiego będziesz się modlić w intencji osób, które tego nie potrafią. Mój post prowadzi do modlitwy w takim układzie, czyli zbliża mnie do Niego. Zbliża mnie także w pewnym sensie do tych ludzi, za których mam się modlić, bo pomału wymiata moje uprzedzenia, lęki i gniew. Wymiata, ale też leczy i nawraca do wspólnoty. Ci ludzie, za których się modlę w jakimś sensie przestają być obcy.

Wielki Post trwa ponad 40 dni. Może stać się 40-sto dniowym kursem z dziedziny samorozwoju, uwrażliwienia oraz kochania, jeśli tylko pozwolimy Mu nas przez niego poprowadzić, nie negując, że On to On. A jaspis, krwawnik, tęcza nadejdą w swoim czasie tylko, że prawdopodobnie dla mnie to już nie będzie nawet post factum, ale post mortem. Może więc warto zanurzyć się w post, ale tu i teraz? W momencie, w którym jesteś- na czas, który pozostał.

Jedna odpowiedź do “Słowo#2 Postanowienie.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *